Pamiętam, że namówiłam kiedyś mamę, żeby kupiła mi ten płaszcz, ale na jaką to było okazję, to już nie pamiętam...Leżał w szafie, bo uparcie myślałam, że powinnam mieć do niego tylko żółte dodatki, co za idiotyczne podejście (?) W ten sposób wiele ubrań utknęło w mojej szafie na długo, zbyt długo. Zupełnie nie wiem skąd ta przypadłość, skoro z kolorami jestem związana długoletnim komponowaniem z nich przestrzeni. Może to lata chodzenia w czerni, którą tylko czasami rozbijałam nutką czerwieni lub fioletu. Można się rozchorować od namiaru mroku w życiu...Tej wiosny płaszczak w kolorze żonkili nabiera dla mnie zupełnie nowego znaczenia, tym bardziej, że stał się bardzo potrzebny w celach grzewczych, ponieważ nagle zima się obudziła, że przemija i sypie mi po podwórku gradem, albo śniegiem z deszczem, co za wstrętna, uparta i naiwna ona...
Miniaturowy rowerek oznajmia, że rozpoczęłam już sezon rowerowy. Nie planując wycieczki tak długiej, odnaleźliśmy nową drogę na końcu wsi, zaciekawieni porwaliśmy się na jej zwiedzanie, okazało się że prowadzi do innej wsi, w której to wsi mieszkają nasi znajomi, więc wstąpiliśmy na kawę, potem zgubiliśmy się po ciemku na podmokłym polu, aż wreszcie dotarliśmy grubo po zmroku do domu, co przypłaciłam nie bólem nóg (o dziwo), ale bólem karku i półdupków...Następną rowerową inwestycją będzie nie tylko przegląd, ale też nowe siodełko, duuuuże i mięciutkie. To zapewne wina powiększonych gabarytów i wagi mojego ciała, ale z tym walczymy...póki co idzie dobrze, mimo że Cookie Monster chodzi za mną krok w krok.
Nowym nabytkiem widocznym na zdjęciach jest torebka...Mam, mam już czarne cudne torebki, ale nie mogłam jej się oprzeć, tym bardziej że kosztowała grosiki, bo miała uszkodzone zapięcie. Wprawne rączki naprawiły i oto jest kolejny egzemplarz do kolekcji zakupoholika, ale spójrzcie na nią, kto by się oparł???...
płaszcz-vero moda, chiltern bag-sh, gumowce-breshka, rower-new yorker, bluzka, spodnie, apaszka-sh
***