niedziela, 26 sierpnia 2012

Łąka na łące

     Czasami mnie korci żeby zrobić "klik" i "delete" na wszystko i z jakiegoś powodu tego nie robię. Nigdy nie spaliłam żadnego obrazu, wiersza, pamiętnika. Może w głębi serca ciągle chce mi się żyć, tylko na ramionach siedzi mi jakiś zły duch. Nie przypominam sobie jednak, żebym miała kogoś na sumieniu, żeby ktoś kochał mnie na zabój, albo żebym zapraszała do siebie zaświaty. Kto tak bardzo mógł mnie znienawidzić, że zabrał mi wiarę we wszystko? Czy możliwe że ja sama, tak mocno siebie nienawidzę, że targam się na swoje osiągnięcia jak na najgorszą chorobę, że trzymam pod kluczem awaryjne wyjście z woreczkiem cukierków i listem pożegnalnym......................?









 sukienka sh, buty, torba allegro, pierścionek targowisko w Kazimierzu

***
 autoportret ,fotografia analogowa, rok 2002

***

wtorek, 21 sierpnia 2012

Fabryka czekolady

    Zalewa mnie smutek, a ja zalewam się czekoladą, w trupa, i nawet płaszcz mam jak Willy...









buty, płaszcz, torebka - sh, sukienka - tk maxx, bransoletka - h&m, wisior - allegro
***



Antosia II, obiekt z elementami olejnymi na płótnie, 25/67 cm, 2004
***

środa, 15 sierpnia 2012

Mechanizmy

Stany depresyjne przychodzą falowo. Jestem blada, z powiek robią mi się fioletowe rotundy, a pod nimi zwisają wszystkie smutki świata. Stoję w pustym domu i rejestruję tylko ściany. Na głowie mam głaz pomysłów, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. Ciało jest sztywne i tylko ręce zwisają jak kikuty ciągnąc do ziemi. Idę tu, idę tam, siadam, jem, idę na górę, na dół, czegoś zapominam, wracam się, znowu idę, i przynoszę i podnoszę i poprawiam i siadam i siedzę. Wieczór zawsze się przeciąga do trzeciej nad ranem. Poranek przepada bezpowrotnie, a ja znowu idę na dół, patrzę w lustro, widzę coś czego nigdy nie zmienię, nie maluję się, nie czeszę, wychodzę i straszę i idę napić się kawy, siadam, siedzę i znowu idę, wchodzę do pracowni, przekładam parę rzeczy z miejsca na miejsce i wychodzę. Potem trochę powalczę, jak jest spokój i świeci słońce, ale zawsze przegrywam i znowu staję w miejscu jak kołek, obojętność mnie osacza, a zegar przestaje tykać. Potem znowu gdzieś stoję, siadam, czasem wyjdę, ale jak straszydło workowate, ciągnąc za sobą własnego trupa. Wieczór znowu się przeciąga, a ja nawet nie wiem kiedy okazuje się że muszę iść spać, idę do łazienki, nie chce mi się myć, czesać, ubierać, wychodzę, idę na górę, próbuję sięgnąć po książkę, ale tylko próbuję, zasypiam bez obrazów i bez myśli. Taki stan trwa do momentu kiedy znowu nie usłyszę, że jestem rodzinną zmorą, nie zmieniam tego nigdy, ale zaczynam się zmuszać do działania, a działanie jakiekolwiek pociąga za sobą następne, wtedy uruchamiają mi się mechanizmy ludzkiego egzystowania, zaczynam o siebie dbać, myję głowę, czeszę się, maluję się, ubieram, zaczynam jeść, zaczynam spać, lub wstawać wcześniej, zaczynam snuć plany, zapisuję coś na kartkach, żeby pamiętać, żeby nie starać się robić wszystkiego na raz. Stawiam tylko mały krok, bo tylko tyle mi się chce. Większe osiągnięcia są dla herosów, ja tylko chciałabym umieć cieszyć się zwykłym dniem. Czekam na ten moment, bo on niedługo przyjdzie, jeszcze tylko parę dni...Teraz ledwo trzymam moje ogromne, ciężkie, mroczne i pełne pamięci kotary, rozchylając je żeby wpuścić do siebie choć mały, sprytny sztylecik słonecznego dnia.









sukienka - prezent i pamiątka targowisko w Trogirze,
 koszyczek z zasobów rodzinnych,
 buty, torebka, pierścionek z okiem - allegro
wilki - stare dzieje
***



Różowa Madonna 
obiekt z elementami olejnymi na płótnie, wymiary 60/46/10 cm,  rok 2007

piątek, 3 sierpnia 2012

Miasto

  Wśród ciężkich ścian kamienic i nowoczesnych wieżowców temperatura powietrza osiąga takie poziomy, że spod stóp przechodniów, którzy mnie mijają na chodniku, unosi się pustynny kurz i uciekają jaszczurki. Ludzie kurczą się na moich oczach, wzdychają, wycierają się, przystają by odpocząć,  a ich kolorowe torby z zakupami lgną do ziemi niczym głazy, jakby ta zwiększyła swoją siłę przyciągania.. Słońce rozchyla świetlne ramiona i tuli wszystko bez wytchnienia. W mieście panuje ciągły szum, nie cichnie nawet na setną sekundy. Nie istnieje tu  choćby skrawek przestrzeni, której nie zapełniałyby warkoczące silniki aut, a od czasu do czasu, wyjące do prażącego słońca, karetki pogotowia. Futurystyczna machina napędzana pieniądzem, śmierdząca spaliną, migocząca od świateł, krzycząca z wystaw sklepowych, już nie szara, ale agresywnie kolorowa, jest głośna, szybka i niebezpieczna.
…A w tym tłumie dźwięków,  gorących oddechów i płonących od temperatury budynków, przemieszczam się ja… Ja -  pochodząca z  zakamarka świata, gdzie słychać trzepot skrzydeł motyli, które wyglądają tak,  jakby artysta malujący zachód słońca strzepnął zawartość pędzla w przestrzeń… Z zakamarka świata, gdzie trawnik rośnie dwa razy szybciej, kwiaty są większe i mają piękniejsze kolory a pszczoły są pijane od ich woni,  gdzie słońce chowa się na łące a wieczorami pod niebem buszują trzmiele, gdzie pachnie lawenda i macierzanka, gdzie kwitną mieczyki i malwy, gdzie bajka miesza się z tu i teraz, a sen i marzenia nielegalnie przekraczają granicę rzeczywistości…
…Ale ja się nawet cieszę, że mój czas chwilowo pisze miejską historyjkę, że mogę podjechać tramwajem dwa przystanki i ciągle będzie miasto. Oprócz kilku sklepów, do których nie muszę specjalnie jechać autem, mogę zaliczyć ławkę w parku, na chwilę, na jednego papierosa i na kilka myśli o życiu, że co dwa kroki można się gdzieś napić kawy i że mogę być anonimowym dopełnieniem tłumu…
  Teraz odpoczynek, a za moment znowu wstanę i pójdę przed siebie, bo takie właśnie jest miasto, że można iść w każdą stronę, bez celu, a zawsze gdzieś się dojdzie… Potem z radością wrócę do domu, znowu napiję się kawy, siądę na huśtawce, wyciągnę nogi i będę leczyć odciski, pamiątki miejskiej wędrówki i będę się wsłuchiwać w ciszę delikatnie tylko muskaną dźwiękami natury…







***

czwartek, 2 sierpnia 2012

Weselna wiedźma

    W tej kreacji pojechałam sobie troszkę na gotycko. Zmęczona elegancją zalewającą weselne panny i panie, starałam się rozbić pompatyczność i sztywność owych trendów. Walczyłam jednocześnie żeby nie wyglądać jak wiedźma wybierająca się na Castel Party, ale nie do końca jestem przekonana czy mi to wyszło. Jednak w tym wypadku jestem mało krytyczna w stosunku do siebie i nie przykładam się za bardzo do kanonów, nawet kosztem dobrej reputacji. 
Gorsecik w paski, (jeden z mych ulubionych motywów) zakupiłam drogą internetową. Kiedy przyszedł był idealny, ale po kuracji odchudzającej okazało się, że miseczki pozostawiają sporo miejsca na dodatkowe elementy cielesne. Nadmiary w biuście zawsze były moją zmorą, więc wizja zwężania miseczek została przyćmiona radością posiadania mniejszego biustu!!!Przeróbki się udały i gorset miał swój debiut. Nie pomyślałam tylko o tym, że po kilku godzinach spożywania smacznych, kuszących potraw  i weselnego trybu siedzącego, usztywnienia w gorsecie zamiast trzymać talię zaczną stopniowo poddawać się rozciągającemu się żołądkowi. Pod koniec balangi miałam już oponkę zamiast talii, nawet jak stałam, ale przynajmniej była kupa śmiechu.
Fioletowa spódnica pękająca od barokowych falban to mój dawny twór, kiedy jeszcze miałam czas na to, żeby zajmować się takimi rzeczami. Był to też okres kiedy wszystko w mojej szafie było czarne albo fioletowe, stąd taki kolor. Tak naprawdę założyłam ją pierwszy raz. Przez te wszystkie lata, a było ich ponad 10, od czasu powstania, przeturlała się przez kilka szaf i zaliczyła dwie przeprowadzki. Mój barokowy tworek,  kizi mizi, jestem wdzięczna losowi, że zdołałam się w nią wcisnąć.
Nie zabrakło mi wspomnień. Na weselu owym grał zespół, który przygrywał mi jak sama byłam białą księżniczką balu.  Ta sama energia, te same utwory i szał ciał sprawił, że zapomniałam się i wyszłam po raz pierwszy z cudzego wesela o piątej nad ranem. Trochę popłakałam, bo zobaczyłam w swych wspomnieniach kogoś, kogo już w moim życiu nie ma, a był mi bardzo bliski. Księżyc świecił mocno, wkoło krążyła burza, obok mnie wszystko było na chwilę pozbawione sensu i myślenia. Świat przestał istnieć, codzienność odpłynęła...










Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...