czwartek, 28 czerwca 2012

Rockowe malunki

    Świętuję sobie dzisiaj w obłokach mojej głowy, wspomnień, miniaturek, których nie potrzaskałam w chwilach słabości, czyli czczę cztery lata mojej miłości...choć lat ma o wiele więcej...
    
    Chcę też wrzucić dzisiaj fotograficzny dokument mojej ostatniej pracy. Malowałam korytarz prowadzący do Rock Pubu w Dolinie Charlotty niedaleko Słupska. Przeplatające się gitary, szablony i dekoracyjne koła, które wyszły formą od płyty winylowej, miękko falujące gryfy gitar i wychodzące ze sztywnych ram klawisze klawiatur. Pracowałam sobie od rana do wieczora, dzięki czemu, natchniona chyba jakąś kosmiczną energią, zdołałam zamknąć wszystko w czasie dwóch tygodni. Nigdy się nie dowiem jak tego dokonałam, może to był tylko sen...a może nie...może narodził się nowy gigant malarstwa monumentalnego;) Czekam na rozwój wydarzeń i potwierdzenie wszystkich miłych słów, jakie usłyszałam podczas tej pracy...
















***

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Daleko od domu

   Ciągle uczę się życia, jak mała dziewczynka płaczę, kiedy nie dostanę tego czego chcę, lub pragnę, lub się spodziewam, lub sobie wymyśliłam...Jestem najlepsza i najgorsza...Ciągle niezadowolona i zakompleksiona. Pobijam większość na głowę, kończę studia z wyróżnieniem, ale wciąż mam niedosyt, bo muszę być doskonała. Czy siedzę, czy stoję, mam przez całą duszę i ciało wrośnięty kij, który sprawia, że nie mogę się nagiąć w żadną stronę. Kiedyś było inaczej, dzisiaj zastygam jak zgaszona świeca. Jedna chwila i jestem nikim. Jedna chwila i rozwijam gigantyczne skrzydła....Emocje mam ciągle na poziomie dziecka, wrażliwość, czy też brak rozsądku i opanowania pisze moją historię, nudną, smutną, choć z boku błyszczy i razi kolorami..Każdą swoją małą bajkę przepuszczam przez palce, nie gromadzę ich na półce, nie czytam ponownie, nie kompletuję obrazu radości, nie tworzę tarczy, tylko mięknę, jak plastelinowy ludek przyjmuję każdy cios ze śladem na istnieniu. Chyba ciągle śpię, jednak, nie królewna, bestia w jaskini swoich potworności.












***

poniedziałek, 11 czerwca 2012

piracka miętówka

  W deszczową sobotę wybraliśmy się na wesele. Miałam okazję założyć moją miętówkową kiecuszkę, którą nabyłam całkiem niedawno, kompletnie w niej zakochana. Ten kolor koi, uspokaja, dobrze nastraja, zupełnie nie kojarzy mi się ze szpitalnymi korytarzami, jak stwierdził to mój mąż...cóż...Dla mnie to odcień nieba, ten trochę anielski, troszkę boski, bajkowy, i lekko wkradający się w małe płatki niezapominajek...Tylko nosić i się przytulać, otulać, rozpływać. Idealnie pasuje do miłości, parkowych scenerii i asymetrycznego kroju. 
  Oprócz cudnej mięty posiadam w tej kreacji kuferek na zapałki, tak sobie go nazywam, bo nic więcej się w nim nie mieści.  Piracki frak został zdobyty na wadze w sh, wiem, wiem, jestem szmatkowym szczęściarzem. Bolerko z koronek, moje ślubne, miałam pierwszy raz okazję, żeby go założyć od czasu mojego własnego ślubu. Miłym doświadczeniem było, że nie pękło na plecach przy pierwszym wygibasie parkietowym, a jeszcze niedawno zapewne tak by się stało, o ile wcisnęłabym w nie swoje pulchne ramiona. Przy okazji się pochwalę, że rozmiar 42 zarzuciłam na dobre, rozmiar 40 bywa za duży, choć wciąż mój, a po rozmiar 38 zaczynam sięgać, narazie niepewnie, ale zdarza się że jest w sam raz, w co ciężko mi uwierzyć. Ciągle ze mnie bardziej ciapek niż laska, ale zaczęłam się dobrze czuć w swoim ciele, a to bezcenne.












***

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Jeż

***
odwiedził mnie jeż
jeż to fajny zwierz
szpera po ogródku
tupta sobie w smutku
bo nie przyszło mi do głowy
żeby zasiać jakieś plony
co by jeż, ten fajny zwierz
mógł sobie smacznie zjeść












***
co skąd, nie pamiętam, coś tam, coś tu i tak siebie stroję znów...
***

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...