Wczuwam się w rolę wampira, popijając z babcinej szklanki w ratanowym koszyczku, wyssaną z buraków krew. Dociera północ, a ja w porywach pakowania wchodzę na chwilkę w wirtualny świat, żeby dodać ostatni przed podróżą post. W trakcie zapewne będzie z tym już problem.
Czeka mnie jeden dzień we Wrocławiu, odświeżanie dawnych rejonów, które mogły zostać moim drugim domem i koncert zespołu Deep Purple, który w moim życiu rodzinnym odgrywa wyjątkowo ważną rolę. Następnie męcząca podróż do miejsca równie kultowego, czyli Dolina Charlotty i koncert Santany, może już nie tak ważny, bo nie jest to twórca obecny na mojej top liście, koncert jest bardziej istotny dla mnie z powodu pewnego zespołu support'ującego. Z czego cieszę się najbardziej, to fakt, że znowu zobaczę morze, podreptam śladami mew i nacieszę się jodowym wiatrem...a potem już tylko sielanka w rejonach Gór Stołowych i plany zdobywania szczytów...Trochę się najeżdżę, ale po to są wakacje...
zdjęcia MARTA TŁUSZCZ http://www.rock-photos.pl/