poniedziałek, 31 grudnia 2012

moje święta i już po...

******

moje święta pachną ładnie
bo tam w kącie stoi sobie
trupek z lasu zielonkawy
w szklane cuda przyodziany

dekoracje z igiełkami
pięknie tańczą mi na stole
na kominku, w dużym oknie

pod choinką, w małej chatce
dziecko z drewna chlipie sobie
a rodzina uśmiechnięta
danie w danie się zapętla

są światełka zwisające
i śnieżynki mrugające
pan Mikołaj w oknie świeci
i uśmiecha się do dzieci

są też kłótnie i skandale
pod obrusik zamiatane

jest cierpienie, płaczu kupa
popalone palce w trupa
na kanapie barwne pawie
z przekleństwami pozbierane

o prezentach nie wspominam
ktoś zapomniał, ktoś się spinał

czas się kurczy do cylindra
czary-mary, święte cuda
każdy wie
i tak się uda...


******






...a pod koniec życzeń trochę, na noworoczną piękną drogę dla wszystkich odwiedzających i omijających :) Niech zabawa trwa, a Nowy Rok owocuje w pełne radości uśmiechy!

                ... i jeszcze nowe nabytki, turkusowy mega kołnierz i buty, które zgapiłam po prostu od Riennahera, ale nie potrafiłam się oprzeć tym proporcjom, takich butów jeszcze nie widziałam, są jak diaboliczne kopytka...

wtorek, 18 grudnia 2012

Ostatnio

   Nie wiem co zaszło między mną a moją codziennością, ale uległam zmianom, wewnętrznym, ale co za tym idzie, odbijam jak lustro. Zastanawiam się, czy reaguję jak skóra kameleona na otaczającą mnie aurę szarości, wyłaniających się spod śniegu skrawków martwej gleby, trupków liści, zgniecionej trawy, mokrych kikucików drzew...?Jestem szara, czarna, ascetyczna, odstawiłam wisiorki, kolczyki, paski, wzorki, koronki...wszystko co tuliło mnie jak bajka. Wyłączyłam się  z życia blogowego. Przeczytałam gdzieś, że zostawianie komentarzy pod cudzymi postami to reklama i generalnie obciach, a już szczególnie u tych najbardziej poczytnych, więc przestałam je tam zostawiać, bo poczułam ogólne obrzydzenie, że świat w każdej drobince musi mieć posmak obłudy. Przestałam pisać wirtualnie, przeniosłam się na papier, ale bez jakiejś kosmicznej weny. Zdjęć nie robię z banalnej przyczyny, wychodzę z domu jak robak, po zmroku, innej opcji na razie nie ma. Kolory powoli znikają, a jak już coś do mnie przylgnie, bo jeszcze niedawno to zakupiłam, to czuję się dziwnie przymuszona i nienaturalna. Może znowu ktoś we mnie zamieszkał i myślę, że wiem nawet, gdzie najchętniej sadza dupsko, bo mam tak rozciągniętą skórę pod oczami, że zmieściłabym tam poczekalnię pełną demonów. Grzywka smaga mi powieki, już dłuższej nie zapuszczę, bo już teraz słabo widzę, po nos chowam twarz w futrzany komin, a parę dni temu nabyłam płaszcz, w którego kapturze mogę schować całą głowę i tak czuję się dobrze... ostatnio...

****
jest cicho...w mojej głowie kleszczy ból
oblał mi połowę twarzy i wystaje trochę uchem
tak od rana nie kojarzę co się stało, co się dzieje?
specyfiki w pomarańczach i kapsułki białe pchełki
łykam sobie w międzyczasie
gdy nie zwijam się w embrionik
...
nawet  łza mi jedna cieknie
jakoś tak bez mojej zgody oko samo zapłakało
jestem sobie obraz nędzy czy rozpaczy,
jak kto woli
no bo średnio raz w tygodniu
tak kurewsko łeb mnie boli

****






 ...buty też ostatnio zakupione...

 

  ****************

niedziela, 18 listopada 2012

Najlepszy kumpel

    Żeby nie zwariować, trzeba czasem wyrwać się z domu, tak na cały dzień i spędzić go z najlepszym kumplem, a szczęśliwy ten kto go ma, i taki dzień i kumpla. Ja mam.











                  Owieczka, wcale nie taka czarna jakby się mogło wydawać, czyli mój najlepszy kumpel:




   tunika - od najlepszego kumpla
   żakiet z nietoperzowymi nożycami - wyszperany podczas wspólnych wojaży
   ... a takich rzeczy mamy mnóstwo...
   ***

środa, 14 listopada 2012

Kruk

Przez ostatnie miesiące w naszym domu pączkowało dzieło muzyczne. Trochę nieprzespanych nocy, trochę fałszowania po kątach, trochę pisania, trochę nagrywania. Przez dom przewijały się słowa, dźwięki, sprzęty i ludzie. Fruwały kartki, długopisy i ołówki, kostki a na kanapach i fotelach królowały gitary. Od komputera można było wyhodować hubę na plecach, a od słuchania w kółko tych samych fragmentów utworów, można było spokojnie odstawić leki psychotropowe, bo życie codzienne przestawało istnieć...
Dla mnie to drugie dzieło Kruka, przy którym projektowałam szatę graficzną. Miałam okazję współpracować przy tym projekcie z człowiekiem o uroczej ksywie Ptyś ( Marek Jastrzębski ). On był mega-mózgiem graficznym, a ja trochę mniejszym mózgiem pomysłowym. Idealnie się dogadaliśmy i stworzyliśmy coś, do czego dzień przed oddaniem do wytwórni, nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń.
Ta płyta jest o tyle dla mnie wyjątkowa, że w jednym z utworów, do którego napisałam tekst i napisałam linię wokalną, mogłam użyczyć swojego głosu. Spełnienie marzeń z młodości, ogromne emocje, kilka dni intensywnego przygotowania, nowe wyzwanie i nowe doznania, sprawiły że świat mi się zapełnił myślowymi kolorami. Jestem twórcą urodzonym, zdecydowanie, w wirze tworzenia jestem innym człowiekiem, lepszym i bardziej uśmiechniętym. Jako leń gnijący na kanapie cierpię i zajadam smutki słodyczami. Tyję, brzydnę i szarzeję. Od dzisiaj przyklejam sobie na czoło kartkę z kalendarzem a Was zachęcam do słuchania, bo płyta jest już w obiegu, a przynajmniej powinna i jest na prawdę sympatyczna. Na recenzję się nie porwę, bo byłaby przecież nieobiektywna.

Więcej o kruku na www.kruk.art.pl





***

środa, 7 listopada 2012

Jesienne melancholie

 ***

kurczę się w orzecha ciało
w siatkach drobniutkich
tego co nie było

...przysypiam
...oznajmuję

a w strukturach z drewna
martwego papieru
odciskają moje sny
z lnu plecione sentymenty

we mgłach wspomnień
drukowane
wyrastają
starych wierszy monumenty

czekam lata
kiedy przyjdę

w dłoniach liście życia zetrę
potem zmienię się w poetę
z ziarnka piasku stworzę przestrzeń

tam zamieszkam
...w swojej myśli
jako stwórca i stworzone

tak się marzy mojej głowie









***

Przez ostatnie dwa tygodnie zakwitło życie w mojej pracowni. Siedzę w niej i zaczynam wdychać aurę pomysłów...Szykuję się na bycie twórcą, narazie małych rzeczy. Po torebkach przyszedł czas na zawieszkę, świąteczną śnieżynkę, zmajstrowaną na potrzeby dziękczynne. Już gna do nowego właściciela i mam nadzieję, że go ucieszy...



***

piątek, 2 listopada 2012

Smutne oczy i zaduszkowe twory

    Stoję, ciskają we mnie krople deszczu, wiatr wkrada się na pieszczoty swym zimnym oddechem, coś rżnie mi policzek na pół, wgryzając się solą w ranę...Kwiaty potargane, jeszcze białe, płomyki potargane, słabe, kolorowe. Nie mogę uwierzyć, że nie wpadniesz mi już w oko, że mogę tylko patrzeć na ścianę z granitu, która nie zapyta, nie pożegna, nie przywita...Za każdym razem kiedy tu przychodzę, przeżywam Cię na nowo, siedzącą na fotelu w różowym swetrze, spokojną, lekko uśmiechniętą. Jestem przy Tobie, obmywam i układam do snu we wrzosową garsonkę. Cały świat przestaje się do mnie dobijać, głucho, czekanie, samotność...i zostaję tak na dłużej, tak do dziś...do jutro...do końca....









***
 ZADUSZKOWE TWORY:




Rodzinny autobus. Torebka była złota w różowe kwiatuszki, a szybki miała srebrzysto brokatowe i była przeze mnie mocno zapomniana, dodam że był to prezent, więc wyrzucenie, oddanie, sprzedanie nie wchodziło w grę. Ozdobiłam ją więc techniką decoupage, a z okienek wygląda moja rodzina. 
***

Torebeczkę mam z wymiany, białe kwiatki to resztka jakiegoś starego wianuszka ślubnego (które namiętnie kupuję, jak na jakiś trafię) a czacha to pozostałość breloczka, który nosił przy spodniach mój ojciec, została pomalowana na biało. Dodam że cały element ozdobny to broszka i mogę sobie ją przepinać w zależności od upodobania na jej użycie. Zainspirowano mnie tutaj (klik). Wybrałam się z nią na tegoroczny Halloween, mój pomysł na siebie tego dnia, wrzucę innym razem.
 ***

 Antosia I, obiekt z elementami malarstwa olejnego na desce, 56/47/10 cm, rok 2003

***

sobota, 27 października 2012

Tęsknota...


     Siedzę przy szarym stole i jem zupę z cukinii. Liście popchnięte w barwny orszak tańcują w powietrzu, rozbijając swoje nadgryzione zębem jesieni ciała o przybrudzone szyby. Mikroskopijnymi szczelinami chłodne powietrze wysysa duszę domu. Nie zapalam światła, siedzę w półmroku i jestem cicha, wcale nie smutna, wcale nie wesoła. Zatrzymana, bo świata nie zmienię, nawet wkoło siebie. Warkocz z kosmyków płaczu i uśmiechów, mimo że potargany wiatrem , wciąż go przypomina i nie ma odwrotu, ani drogi do przodu. Rejestruję tylko chwilowy spokój bez towarzystwa emocji, które wyjątkowo chętnie zasiadłyby na pustych krzesłach, ciskając we mnie potworami świata, odpierając ataki dowodami cudów...ale przy stole jest pusto, jest cicho, jest już prawie ciemno. Unosi się lekki aromat wspomnienia o tych, którzy już nigdy tu nie usiądą, nie zaśmieją się, nie zjedzą. Powolutku, przebudzone ze snu, zaczynają tupać małe stópki...Tup...tup...tup...a liście układają się w dywan z wątłych szkielecików, by przyjąć potargane ciało cukrówki, która umrze na drugi dzień...







 ***



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...