piątek, 28 września 2012

Worek szczęścia


    Jeszcze nie zdecydowałam co ze mną będzie...Narazie się snuję, to tu to tam...Mam mały woreczek na skarby i wrzucam sobie do niego rozćwierkane stadko wróbli i sikorek na ogrodzie, które zaakceptowały mój karmik, wielkie, gorące słońce, które zagląda przez okno i rzuca bliki na ścianę pokoju, słowa "kocham cię", które wypowiada mój synek, jego rączkę na moim policzku. Wrzucam sobie brudny pędzel z farby, nie ważne co nim malowałam, smak chłodnika, chociaż już zimno w domu, piernikowo-czekoladowy aromat kawy w chwili nicnierobienia, skończoną książkę, ciepłe stopy męża i ramię, które niestrudzenie od lat grzeją mnie co wieczór. Wrzucam sobie małe wyprawy, takie jak dzisiaj, kiedy mogłam się wyrwać z domu i jadąc samochodem podziwiać stary kamień ułożony w fantazyjne elewacje domów, kościołów, kamienic, kapliczek, monotonne krople deszczu atakujące napierającą w przestrzeń drogi szybę, zjawiskowych ludzi uchwyconych w locie, wystawy sklepowe, które nie są ciekawe, straszące pomniki, cebulki zapiekane w cieście, ażurowe zazdrostki, pięknego kelnera i kilka słów, które niosą nadzieję. Wrzucam jeden z najpiękniejszych zachodów słońca jaki namalował świat, właśnie dzisiaj...i spokój jaki czuję, kiedy nic złego się nie dzieje, kiedy niczego nie muszę pamiętać, kiedy nie muszę się niczego bać...Jak pęknie mi kręgosłup od dźwigania tego worka, który będzie się rozciągał w miarę upływu czasu, na co liczę, to poczuję że jestem szczęśliwa...











***
nogi w kąpieli - fragment szkicownika
***

poniedziałek, 17 września 2012

Krótka bajeczka

     Uciekam sobie w moje bajki, kolorowe pantofelki i falbanki. Nie gonię świata i  pięknych ideałów. Siedzę w domu, co świeci jak słońce. Po ogrodzie tańcują wróżki, a kwiaty malują motyle. Śpiewają ptaki a chmury są z waty cukrowej. Na stole w szachownicę z szydełka dojrzewają owoce. Gonię, gonię, gonię, a potem zatrzymuję się jak kadr z filmu i serce zamieniam w mikroskop. Te miliardy szczegółów zaczynają we mnie uderzać jak krople deszczu. Wsiąkają we mnie jak lekarstwo, obmywają z kurzu smutków, nagromadzonych w okresie lenistwa. Rejestruję...i jak głupek, zawsze pierwszy raz ,choć już tysiąc razy, odkrywam że można się cieszyć, chociażby z tego, że nie gniję w mogile lub nie dyndam na drzewie, jak przeżarty grzybem owoc, obsuszony liść.










***

scena rodzajowa, obiekt z elementami olejnymi na płótnie, rok 2007
***

czwartek, 6 września 2012

Wrzosowisko

     Wrzosy kwitną a lato ucieka. Złapałam chyba ostatnie gorące promyki, żeby jeszcze pojawić się w tej sukience i z tym koszyczkiem. Sukienkę dorwałam na tzw. ciuszkach. Ktoś ją oddał, bo chyba zrezygnował. Sukienka była ewidentnie szyta na miarę i nieskończona, więc ją nabyłam i skończyłam. Ma kolor bladego wrzosu, w białe kropki i retro fason. Koszyczek który tu mam, to jeden z obrazków mojego dzieciństwa. Chodziła z nim moja babcia i moja mama. Ja go troszkę ukwieciłam i wymieniłam uszka na skórzane, bo słomiane się połamały. Uwielbiam paletę fioletów, to moja kolorystyczna miłość i zawsze chętnie się otaczam tym kolorem. Ażurowe buciki to moje ślubne pantofelki, kupione za grosze w realu. Tak się złożyło, że moje kosmiczne i kosmicznie drogie buty kupione parę miesięcy przed ślubem i schowane w pudełeczku, zakwitły na szwach przebrzydłymi plamami i trzeba było je zwrócić. Parę dni przed ślubem udało mi się kupić te koroneczki. Parę tygodni później przecenili je na 15 zł i zakupiłam jeszcze czarną wersję.
    Zdjęcia kreacji są nieco ocenzurowane, bo jak człowiek jest skulony i popuchnięty to źle wychodzi na zdjęciach....








***
czarne źdźbło
rozpuszczone ogniem w łzę
wiruje przez ciało
zabierając sen

jak smak Brazylii
białym skrzydłem przez niebo
z sercem w ziarenku
powagą unosi
aromat przez pokój
smutny samotnością

na moście przez ciało
kroczek ścierpnięty
by nie puścić się ziemi
jak na jesieni
liście gałęzi
***


  tomik poezji, książka artystyczna, rok 2004




 ***
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...