Jeszcze nie zdecydowałam co ze mną będzie...Narazie się snuję, to tu to tam...Mam mały woreczek na skarby i wrzucam sobie do niego rozćwierkane stadko wróbli i sikorek na ogrodzie, które zaakceptowały mój karmik, wielkie, gorące słońce, które zagląda przez okno i rzuca bliki na ścianę pokoju, słowa "kocham cię", które wypowiada mój synek, jego rączkę na moim policzku. Wrzucam sobie brudny pędzel z farby, nie ważne co nim malowałam, smak chłodnika, chociaż już zimno w domu, piernikowo-czekoladowy aromat kawy w chwili nicnierobienia, skończoną książkę, ciepłe stopy męża i ramię, które niestrudzenie od lat grzeją mnie co wieczór. Wrzucam sobie małe wyprawy, takie jak dzisiaj, kiedy mogłam się wyrwać z domu i jadąc samochodem podziwiać stary kamień ułożony w fantazyjne elewacje domów, kościołów, kamienic, kapliczek, monotonne krople deszczu atakujące napierającą w przestrzeń drogi szybę, zjawiskowych ludzi uchwyconych w locie, wystawy sklepowe, które nie są ciekawe, straszące pomniki, cebulki zapiekane w cieście, ażurowe zazdrostki, pięknego kelnera i kilka słów, które niosą nadzieję. Wrzucam jeden z najpiękniejszych zachodów słońca jaki namalował świat, właśnie dzisiaj...i spokój jaki czuję, kiedy nic złego się nie dzieje, kiedy niczego nie muszę pamiętać, kiedy nie muszę się niczego bać...Jak pęknie mi kręgosłup od dźwigania tego worka, który będzie się rozciągał w miarę upływu czasu, na co liczę, to poczuję że jestem szczęśliwa...
***
nogi w kąpieli - fragment szkicownika
***