Wśród ciężkich ścian
kamienic i nowoczesnych wieżowców temperatura powietrza osiąga takie poziomy,
że spod stóp przechodniów, którzy mnie mijają na chodniku, unosi się pustynny
kurz i uciekają jaszczurki. Ludzie kurczą się na moich oczach, wzdychają,
wycierają się, przystają by odpocząć, a
ich kolorowe torby z zakupami lgną do ziemi niczym głazy, jakby ta zwiększyła swoją
siłę przyciągania.. Słońce rozchyla świetlne ramiona i tuli wszystko bez
wytchnienia. W mieście panuje ciągły szum, nie cichnie nawet na setną sekundy. Nie
istnieje tu choćby skrawek przestrzeni,
której nie zapełniałyby warkoczące silniki aut, a od czasu do czasu, wyjące
do prażącego słońca, karetki pogotowia. Futurystyczna machina napędzana
pieniądzem, śmierdząca spaliną, migocząca od świateł, krzycząca z wystaw
sklepowych, już nie szara, ale agresywnie kolorowa, jest głośna, szybka i
niebezpieczna.
…A w tym tłumie dźwięków, gorących oddechów i płonących od temperatury
budynków, przemieszczam się ja… Ja - pochodząca
z zakamarka świata, gdzie słychać
trzepot skrzydeł motyli, które wyglądają tak, jakby artysta malujący zachód słońca strzepnął
zawartość pędzla w przestrzeń… Z zakamarka świata, gdzie trawnik rośnie dwa
razy szybciej, kwiaty są większe i mają piękniejsze kolory a pszczoły są pijane
od ich woni, gdzie słońce chowa się na
łące a wieczorami pod niebem buszują trzmiele, gdzie pachnie lawenda i
macierzanka, gdzie kwitną mieczyki i malwy, gdzie bajka miesza się z tu i teraz,
a sen i marzenia nielegalnie przekraczają granicę rzeczywistości…
…Ale ja się nawet cieszę, że mój czas chwilowo pisze miejską
historyjkę, że mogę podjechać tramwajem dwa przystanki i ciągle będzie miasto.
Oprócz kilku sklepów, do których nie muszę specjalnie jechać autem, mogę
zaliczyć ławkę w parku, na chwilę, na jednego papierosa i na kilka myśli o
życiu, że co dwa kroki można się gdzieś napić kawy i że mogę być anonimowym
dopełnieniem tłumu…
Teraz odpoczynek, a
za moment znowu wstanę i pójdę przed siebie, bo takie właśnie jest miasto, że
można iść w każdą stronę, bez celu, a zawsze gdzieś się dojdzie… Potem z
radością wrócę do domu, znowu napiję się kawy, siądę na huśtawce, wyciągnę nogi
i będę leczyć odciski, pamiątki miejskiej wędrówki i będę się wsłuchiwać w
ciszę delikatnie tylko muskaną dźwiękami natury…
***
Ech, chciałabym umieć TAK pisać...
OdpowiedzUsuńWyglądasz mega kobieco, a najbardziej podoba mi się to, że to, jak wyglądasz, jest spójne z tym jak piszesz.
To niezwykły komplement, dziękuję:*
UsuńPrzewspaniały jest ten wpis. Jak wstęp do dobrej książki:) cudownie:) i sukienki mamy takie same:D buty też miałysmy, ale swoich musiałam się pozbyć:( Pięknie wyglądasz, pięknie, pięknie!
OdpowiedzUsuńNo właśnie buty zobaczyłam pierwszy raz u ciebie i się zakochałam, są takie bajkowe, bezowe...Dziękuję za miłe słowa:)
UsuńDuże miasta są tak do siebie podobne...Za to Ty za każdym razem wyglądasz jak z innej bajki! Prawdziwa kobieta zmienną jest...
OdpowiedzUsuńale masz śliczna torebkę :)
OdpowiedzUsuńCudowna sukienka i torebka, wygladasz po prostu przeslicznie!
OdpowiedzUsuńKisses
Aga
WORLDWIDE GIVEAWAY till 7th August!!!Come and win!
WORLDWIDE GIVEAWAY till 7th August!!!Come and win!
www.agasuitcase.com
Pięknie piszesz. Pięknie wyglądasz. Nie znam cię osobiście - ale przebija z tego wpisu taka prawdziwość, odsłanianie swojej niezwykłości bez niepotrzebnego (a przecież dość chyba powszechnego) zawstydzenia. Podoba mi się to.
OdpowiedzUsuńKłaniam się nisko dziękując za wszystkie miłe komentarze, choć ze mnie czarna dziura, jak już wspominałam, każde miłe słowo chłonę z rozkoszą:*
OdpowiedzUsuńTak jak Sivka napisała : wyglądasz za każdym razem jak z innej bajki. A jednocześnie zawsze jest jakiś element łączący Twój styl, pokazujący Twoją indywidualność.
OdpowiedzUsuńLubię Cię w takim delikatnym romantycznym wydaniu :) I Twe opisy lubię czytać, pobudzają moją wyobraźnię, a nawet wywołują zazdrość, bo u mnie takich pisarskich talentów brak...
:)
ściana z grzejnikiem i torebką tworzy sympatyczne trio fotograficzne;)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, właściwie całą scenerię obskurnych schodów wybrałam dlatego że wkoło było miętowo.
UsuńStrasznie mi się podoba to jak dobrałaś strój i torebkę do miejsca zdjęć (albo na odwrót miejsce do stroju;). Cieszę się, że zostawiłaś u mnie komentarz, bo dzięki temu mogłam odkryć Twojego bloga. Podobają mi się Twoje stroje, w morzu pogoni za trendami i ich powtarzalności na większości blogów, Twój bardzo się wyróżnia, bo pokazujesz coś innego, swój indywidualny styl. Dołączam więc do obserwujących!
OdpowiedzUsuńNo to ja już jestem cała w skowronkach za takie słowa i to od kogoś kto prowadzi niezwykle magicznego bloga!!!:*
UsuńMiejsce było przypadkowe tzn ja znalazłam się w nim przypadkiem, jak zobaczyłam miętowe ściany, poręcze i kaloryfery to nie mogłam uwierzyć w taki zbieg kolorystyczny...
śliczna torebka !!
OdpowiedzUsuńpięknie
OdpowiedzUsuńromantycznie
stylowo
te kokardeczki na sukience
ten fason kopciuszkowych pantofelków
te kolory
i te magiczne słowa...
Ta torebka jest cudna! Kolor, wygląd - wszystko. Choć moim skromnym zdaniem to miejsce na środku z tą wkładką przeźroczystą aż prosi się o włożenie tam czegoś! Np. suszone płatki róż? Bez czegoś w środku sprawia wrażenie takiej bezimiennej, bezpańskiej. No nie wiem, ja tak to widzę i coś bym pokombinowała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Przymierzam się do zrobienia maleńkich rysuneczków, które będę mogła sobie wymieniać, mam jeszcze taką fioletową tekę z miejscem na "coś" :)
Usuń