środa, 15 sierpnia 2012

Mechanizmy

Stany depresyjne przychodzą falowo. Jestem blada, z powiek robią mi się fioletowe rotundy, a pod nimi zwisają wszystkie smutki świata. Stoję w pustym domu i rejestruję tylko ściany. Na głowie mam głaz pomysłów, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. Ciało jest sztywne i tylko ręce zwisają jak kikuty ciągnąc do ziemi. Idę tu, idę tam, siadam, jem, idę na górę, na dół, czegoś zapominam, wracam się, znowu idę, i przynoszę i podnoszę i poprawiam i siadam i siedzę. Wieczór zawsze się przeciąga do trzeciej nad ranem. Poranek przepada bezpowrotnie, a ja znowu idę na dół, patrzę w lustro, widzę coś czego nigdy nie zmienię, nie maluję się, nie czeszę, wychodzę i straszę i idę napić się kawy, siadam, siedzę i znowu idę, wchodzę do pracowni, przekładam parę rzeczy z miejsca na miejsce i wychodzę. Potem trochę powalczę, jak jest spokój i świeci słońce, ale zawsze przegrywam i znowu staję w miejscu jak kołek, obojętność mnie osacza, a zegar przestaje tykać. Potem znowu gdzieś stoję, siadam, czasem wyjdę, ale jak straszydło workowate, ciągnąc za sobą własnego trupa. Wieczór znowu się przeciąga, a ja nawet nie wiem kiedy okazuje się że muszę iść spać, idę do łazienki, nie chce mi się myć, czesać, ubierać, wychodzę, idę na górę, próbuję sięgnąć po książkę, ale tylko próbuję, zasypiam bez obrazów i bez myśli. Taki stan trwa do momentu kiedy znowu nie usłyszę, że jestem rodzinną zmorą, nie zmieniam tego nigdy, ale zaczynam się zmuszać do działania, a działanie jakiekolwiek pociąga za sobą następne, wtedy uruchamiają mi się mechanizmy ludzkiego egzystowania, zaczynam o siebie dbać, myję głowę, czeszę się, maluję się, ubieram, zaczynam jeść, zaczynam spać, lub wstawać wcześniej, zaczynam snuć plany, zapisuję coś na kartkach, żeby pamiętać, żeby nie starać się robić wszystkiego na raz. Stawiam tylko mały krok, bo tylko tyle mi się chce. Większe osiągnięcia są dla herosów, ja tylko chciałabym umieć cieszyć się zwykłym dniem. Czekam na ten moment, bo on niedługo przyjdzie, jeszcze tylko parę dni...Teraz ledwo trzymam moje ogromne, ciężkie, mroczne i pełne pamięci kotary, rozchylając je żeby wpuścić do siebie choć mały, sprytny sztylecik słonecznego dnia.









sukienka - prezent i pamiątka targowisko w Trogirze,
 koszyczek z zasobów rodzinnych,
 buty, torebka, pierścionek z okiem - allegro
wilki - stare dzieje
***



Różowa Madonna 
obiekt z elementami olejnymi na płótnie, wymiary 60/46/10 cm,  rok 2007

5 komentarzy:

  1. Ten plastikowy koszyk mnie bardzo urzekł :)
    pozdrawaim

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny tekst, mocny i przejmujący. Aż głupio przy nim pisać o ubraniach, ale jednak napiszę: podobają mi się te wszystkie koronki, perełki i kokardki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. czuć romantyzm, zwłaszcza na pierwszym zdjęciu

    OdpowiedzUsuń
  4. właśnie to przechodzę od kilku dni. Zajrzałam do Ciebie w dzień wypuszczenia posta, przeczytałam, ale nie byłam w stanie nic napisać,nic głębszego, właściwie nadal nie jestem w stanie,bo dopadła mnie niemoc intelektualna. między innymi.
    Ja też chciałabym umieć cieszyć się zwykłym dniem. Też.

    (masz piękny wilkowy pierścień!)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem ciekawa co to jest ten Interkomis, brzmi intrygująco!;D Ja mam teraz świetne uzasadnienie dla kupowania ładnych przedmiotów, dekoracje na wesele i kompletowanie posagu.
    Mam nadzieję, że ten zły humor wyparuje wraz z upałem albo przegnają go wielkie burze (nad Wrocławiem już są!) i że radość dniem zostanie u Ciebie już na długo!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...